piątek, 1 stycznia 2010

Czy powinniśmy mieć powszechny dostęp do broni palnej?

Jaki mamy stosunek do samoobrony ( nie chodzi mi o partię polityczną ;p)? Czy obawiamy się o swoje zdrowie i życie idąc ciemnymi zaułkami? Media nakręcają temat okradania na ulicach, czyli mówiąc kolokwialnie ‘krojenia’. Oczywistym więc wydaje się fakt, że powinniśmy mieć możliwość obrony przed napastnikami. Nic dziwnego, że słyszymy o pomysłach, które umożliwiłyby nam powszechny dostęp do broni palnej.

Szansa obrony przed napastnikiem uzbrojonym chociażby w nóż jest niewielka. Dodając fakt, że nie każdy ma siłę i technikę zawodowego pięściarza, to szansa taka dramatycznie spada i jest równa blisko 0%. Potrzebujemy obrony, to jasne, ale czy jest to równoznaczne z tym że potrzebujemy broni palnej? Moim zdaniem niekoniecznie.

Podstawowym problemem, o jakim należy pamiętać,  jest fakt, że dając nam tak drastyczną możliwość obrony, jak posiadanie pistoletu, dajemy również nowe możliwości potencjalnym napastnikom. Odpowiecie, że potencjalni napastnicy, jakby chcieli, to i tak zdobyli by broń, nie mając na nią zezwolenia. Zwróćmy jednak uwagę na to kto najczęściej dokonuje kradzieży i drobnych rozbojów, które mają miejsce na ulicy. Nie są to przecież gangsterzy, którzy mają możliwość zdobycia broni bez uprawnień. W znacznej większości grupę tych ulicznych złodziei chuliganów stanowi młodzież. Stanowczo wątpię, aby mieli oni możliwości i chęci do zdobycia broni palnej bez posiadania odpowiednich dokumentów. Dając sobie możliwość obrony, dajemy nowe możliwości ataku napastnikowi. Moglibyście podać USA jako kontrprzykład. W większości stanów Ameryki istnieje powszechny dostęp do broni palnej, nie słyszymy jednak o tym oby problem kradzieży z bronią w ręku był na porządku dziennym.

Weźmy jednak pod uwagę polską mentalność i polskie realia. W USA powszechny dostęp do broni jest czymś normalnym, nie budzącym sensacji. Mentalność polaków, oraz luki w systemie prawnym dotyczącym obrony koniecznej sprawiają, że Polska nie jest gotowa na przyjęcie takiej uchwały. Wyobraźmy sobie, że pseudokibice mogą legalnie i bez problemów zdobyć broń. Słyszymy o przypadkach, gdzie pseudokibice potrafią zabić, jeśli źle odpowiemy na pytanie brzmiące: „jaki kolor?” Nie powinniśmy im tego ułatwiać, dając broń do ręki. Psychika potencjalnej ofiary i potencjalnego napastnika jest z goła odmienna. To potencjalny napastnik będzie miał mniej oporu przed tym, aby pociągnąć za spust. Ja osobiście bałbym się, że zabiję człowieka, nawet przez przypadek i nawet jeśli mnie zaatakował. Wyciągając wnioski powiemy, że łatwy dostęp do broni palnej przechyli szalę na korzyść potencjalnych napastników, a nie ofiar.

Nie powinniśmy ułatwiać dostępu do broni także ze względu na fakt, że istnieją inne, mniej destrukcyjne alternatywy. Zgodzę się, jeśli powiecie, że alternatywy nie są tak skuteczne. Popularne w dzisiejszych czasach kursy „Krav Magi” niewiele dają w przypadku starcia z napastnikiem uzbrojonym w nóż. Nie o takie alternatywy mi chodzi. W przypadku zagrożenia głównym celem nie jest zabicie, czy nawet obezwładnienie przeciwnika. Głównym celem jest ucieczka i wezwanie pomocy. Możliwość ucieczki jest nam w stanie zapewnić najzwyklejszy gaz pieprzowy lub w ostateczności pistolet gazowy. Skoro istnieją inne, skuteczne metody obrony przed napastnikiem, to zdecydowanie nie powinniśmy się uciekać do tak inwazyjnych sposobów, jak broń palna, tym bardziej, że nie każdy by chciał i miał odwagę pociągnąć za spust.


piątek, 18 grudnia 2009

Czy jesteśmy niepowtarzalni?

Pod koniec ostatniej notki ( nie licząc tej, która ukazywała moje poetyckie próby) obiecałem, że podejmę kwestię niepowtarzalności istoty ludzkiej. Dla przypomnienia - pytałem o to czy mamy prawo czuć się wyjątkowi. Możemy powiedzieć: "Człowiek - to brzmi dumnie" i tylko od naszego stosunku zależy, czy dodamy temu sformułowaniu ironiczne zabarwienie, czy nie. Czy duma, podziw i ogólna apoteoza człowieka jest uzasadniona? Spróbujmy się chwilę nad tym zastanowić.


W celu odpowiedzi na postawione pytanie musimy sobie odpowiedzieć na kilka innych. Podstawowe brzmi: CZYM CZŁOWIEK SIĘ RÓŻNI OD ZWIERZĄT, A W CZYM JEST PODOBNY? Spójrzmy na problem od strony biologicznej. Na dobrą sprawę strukturalnie niczym się nie różnimy. Jak każdy organizm żywy składamy się z komórek. Komórki się różnicują i specjalizują, tworząc tkanki, narządy i inne potrzebne rzeczy, ale nie chcę Was zanudzić niepotrzebnymi szczegółami. Przechodząc więc od razu do sedna, pytam: Czy jakaś nasza struktura anatomiczna jest zupelnie niepowtarzalna w świecie? (cieżkoby było zapytać o Wszechświat, którego do końca nie poznaliśmy, ale analiza w zawężeniu do palnety Ziemia zupełnie nam wystarczy). Po analizie odpowiemy, że nie, choć z pewną dozą niepewności zatrzymamy się przy tej fascynującej strukturze, jaką jest ludzki mózg. Czy rzeczywiście jest on wyjątkowy? Tak samo jak u innych wyższych zwierząt, składa się z neuronów i gleju. Na tym poziomie nie ma żadnej róznicy. Zastanowmy się czy w takim razie możemy wyodrębnić jakieś niepowtarzalne części naszego mózgu. Niestety, znów rozczarowanie.  Kresomózgowie, międzymozgowie, śródmózgowie, most, rdzeń przedłużony - inni też to mają. Nawet ten specyficzny twór zwany korą mózgową, która należy do kresomózgowia i odpowiada za twórcze myślenie. Nic niezwykłego. Anatomicznie jesteśmy więc zbudowani wedle tych samych zasad co zwierzęta. Oczywiście istnieją pewne różnice w budowie narządów, ale są to różnice w obrębie gatunków. Jeśli mielibyśmy uznać to za różnicę stanowiącą o wyjątkowości, to każdy gatunek musielibyśmy uznać za wyjątkowy, a nawet każdą istotę żywą, bo przecież różnimy się zawartością kodu genetycznego.


Zawartością kodu genetycznego nie różnią się bliźniaki jednojajowe. Z biologiczne punktu widzenia są to dwa identyczne organizmy. Jednak jesteśmy w stanie dostrzec różnice między nimi (w ich zachowaniu, charakterze). Z pewnością biologiczny aspekt to nie wszystko. Z czystym sumieniem i bez naciągania możemy zacząć szukać ludzkiej niepowtarzalności gdzieś indziej. Przyjrzyjmy się naszym zdolnościom. Możemy być z siebie dumni. Potrafimy wykorzystać prawa fizyki i stworzyć komputer, internet, wieżowiec, rower, latawiec. Żadne zwierzę z pewnością tego nie potrafi. A czy my potrafimy latać niczym ptak, widzieć w ciemności niczym kot, wyczuć kroplę krwi w oceanie niczym rekin i skakać po drzewch niczym małpa. Raczej nie. Ale powiecie, że możemy latać samolotem, użyć noktowizora, lornetki, dokonać analizy chemicznej wody oceanicznej i wyciąć drzewa, żeby nie musieć po nich skakać. Jednak to są tylko marne imitacje tego, co potrafią zwierzęta. To my wzbijamy się w powietrze, niczym ptak - ptak jest naszym mentorem, jego obserwacja pomogła nam zrozumieć sztukę latania. My uczymy się od zwierząt, a one od nas poprzez naśladownictwo. W takim razie jesteśmy zmuszeni odpowiedzieć, że nasze niezwykłe zdolności nie świadczą o naszej niepowtarzalności. Posiadamy zdolności, których nie posiadają zwierzęta, ale czy to czyni wyjątkowymi? Ja umiem liczyć, a sokół wypatrzy mysz z kilkuset metrów. Możecie dokonać analizy jakościowej i dojśc do wniosku, że zdolnośc liczenia jest lepsza od zdolności dobrego widzenia. Ale to sporna kwestia założeń, bo w dżungli lepiej poradzi sobie tygrys, niż człowiek.


Prawdziwą siłą człowieka są jego wytwory. Dzięki nim opanowaliśmy świat. Mamy strzelbę, dzięki której tygrys nie ma z nami szans, pomimo, że fizycznie jest lepiej przystosowany do rozrywania na strzępy. Wytwory są zasługą intelektu. Nikt nie zaprzeczy, że intelekt ludzki jest czymś szczególnym. Ale czy naprawdę jest powodem do dumy, czy naprawdę pozwala nam stawiać się na szczycie hierarchii wśród zwierząt? Wszystko zależy od tego jakie kryteria przyjmiemy. Jeśli powiemy, że człowiek ogrania swoim intelektem zwierzęta, a one nie są w stanie ogarnąć czlowieka, to rzeczywiście możemy postawić się na szyczie hierarchii. Jesteśmy w stanie zrozumieć świat, abstrahować, wnioskować, tworzyć, a nie tylko odtwarzać. Rzeczywiście na takim tle jesteśmy lepsi. Ale uwaga, nie znaczy to, że jesteśmy wyjątkowi i niepowtarzalni! Wszystko zależy od kryteriów jakie przyjmiemy. Jeśli weźmiemy wagę jako kryterium, to wygra płetwal błękitny, bo on jest najcięższy. Jeśli weźmiemy taką cechę jak samożywność, to rosliny biją nas na głowę, jeśli weźmiemy intelekt, to my będziemy na szczycie.


Kwestia intelektu nie jest znowu taka prosta. Maszyny, które stworzyliśmy liczą szybciej i dokładniej od nas samych. Powiemy, że panujemy nad maszynami, stworzyliśmy je, a twór nie będzie doskonalszy od stwórcy, co nie zmienia faktu, że będzie lepiej liczył :) Znowu kwestia założeń. Nie ma żadnego, obiektywnego czynnika, który czyniłby nas niepowtarzalnymi, więc nie miejmy się za takich. Tym bardziej, że mimo swojego intelektu jesteśmy na tyle głupi, chciwi, zaborczy, że niszczymy swoje własne środowisko naturalne, wyczerpią się surowce i nasz intelekt doprowadzi do naszej zguby. Być glupim mimo swej inteligencji, to prawdziwa ujma. Wszystkie zwierzęta potrafią żyć w zgodzie ze środowiskiem, do którego zostały przystosowane, człowiek jest w tym względzie wyjątkowy i niepowtarzalny, bo mimo (a może przez swój intelekt?) swojego intelektu tego nie potrafi i sam siebie doprowadzi do autodestrukcji. Człowiek - to brzmi dumnie.


PS: Bardzo mi się nie chcę sprawdzać literówek i głupich błędów, więc za wszystkie przepraszam. Jeśli ktoś jakiś wyłapie, to proszę dać znać :)

środa, 2 grudnia 2009

Rzecz się stała nieslychana!

Dziś, w taki sam sposób jak zwykle, chciałem się zalogować na bloga, aby móc wyedytować drobną literówkę w poprzedniej notce. Klikam na "zaloguj się" i bez wpisywania loginu i hasła przekierowało mnie... Dokąd? Na mój stary blog, do którego zapomniałem hasła, gdyż po prostu go zaniedbałem. Próbowałem na tym blogu dokonać ekspresji moich myśli poprzez wiersze. Jako że nie będę miał możliwości napisania notki w piątek, to na pocieszenie zamieszczam moje poetyckie wypociny, które znalazłem.

Notki z wierszami datowane są na 6 kwietnia 2009 roku.

Detektyw Logika

Nieustraszony - niczego się nie boi
Zdecydowany - Prawdy szuka
Wynajęty przez rozum
Nigdy się nie poddaje

Żongluje implikacjami
Hipokryta!
Z fałszu się śmieje
A prawdy znaleźć nie może

Podąża poszlakami
Szuka wszędzie
Na matematyce, w labolatorium
Na chemii, biologii i fizyce
Uparty - wszędzie się wciśnie
Ale czy wszystko musi być logiczne?


Cała prawda o Prawdzie

Swą całością nie uraczy
cząstką się szczyci
zamyka się w sobie
obrażona na świat

Każdy ma jej fantom
po swojej stronie
który mu przyświeca
zuchwały szaleństwa blask

Zamęt, ludzie i fałsz
fałszywe nuty
Wszyscy dopisują
by cząstkę Twa odnaleźć

Brutalnie bez sensu
topimy Cię w fałszu bo
wiemy że pośród fałszu
swoją cudowną nutę grasz


W skończonej otchłani wieczności...

lecę...
Delikatny wiatr muska moje policzki.
Ani zimny ani ciepły. Przyjemny.
Czuję się bezpiecznie.
Oderwany od rzeczywistości
spadam w przepaśc, lecz powoli i łagodnie,
z przyjaźnie nastawionym wiatrem.
Unosi on moje delikatnie odprężone ciało
Zamykam oczy. Wokół rozkoszny szum
W kojącą otchłań wieczności
Z codziennych niesnansek życia się przenoszę
Radosny i spokojny bez zbędnych myśli trwam


Wolny jak ptak, moje serce chce spiewac
Z wiatrem we włosach
Z wiatrem kojącym
Z wiatrem subtelnie muskającym moje ciało
Całe ciało, a zarazem każdą częśc z osobna
Od głowy do stóp czuję dotyk wiatru
Zatracam się w nim
Zatracam się w wieczności
A wiecznosc?
Wiecznośc się kończy, a ja się budzę.


Interpretację zostawiam czytelnikom. Może poezja (pomimo że kulawa) zachęci Was do obszerniejszych komentarzy. :)








piątek, 27 listopada 2009

Próba uporania się ze względnością, czyli rozważan ciag dalszy.

Ostatnie rozważania brutalnie przerwaliśmy, w dośc ważnym, wręcz krytycznym, momencie. Doszliśmy do konkluzji, że wszystko jest względne. Wydaje się to troche naiwne, nic nam w sumie nie mówi. Domaga się doprecyzowania.


W ostatniej notce zwróciliśmy uwagę na fakt, że każdy inaczej (subiektywnie) postrzega rzeczywistość. Nie ma w nim miejsca na obiektywną prawdę, ze względu na różnice występujące w aparacie poznawczym każdego z nas (każdego organizmu żywego). Co prawda jesteśmy w stanie obiektywizować rzeczywistość na swoje potrzeby praktyczne. Wszelkie naukowe badania są opierane na rzetelnych pomiarach i prowadzą do obiektywnych wniosków. Jednak te obiektywne prawdy nie są w stanie oddać całej złożoności struktury rzeczywistości. A to dlatego, że takie wartości jak sprawiedliwość, wolność, miłość czy przyjaźń są po prostu niemierzalne. Jaka jest więc natura wszechrzeczy? Czy Prawda obiektywna istnieje? A jeśli tak, to czy jesteśmy w stanie ją poznać?


Mniej więcej przed takimi pytaniami staneliśmy tydzień temu. W komentarzach widać, że zdania są różne - to dobrze, choć kompletnie brakuje argumentów popierających którąkolwiek z wypowiedzi. Jest miejsce na obiektywizm i subiektywizm jednocześnie? Ja uważam, że tak i postaram się to uzasadnić, gdyż nie do końca pasuje mi słynne stwierdzenie Protagorasa, że to człowiek jest miarą wszechrzeczy.  (gr. πάντων χρημάτων μέτρον άνθρωπος panton chrematon metron anthropos). Jeśli tak by było, to świat nie mógłby istnieć, gdyby nie było człowieka. Jednak Protagorasowi chodziło o coś innego. Mówił, że nie ma wartości uniwersalnych, a wszystko jest zależne od mocy argumentów. Jednej i tej samej rzeczy można przypisywać różne wartości, gdyż nie ma wartości obiektywnych. Dla jednego ten sam czyn będzie dobry, dla drugiego zły. Protagoras mówi, że trzeba przyjąć kryterium użyteczności. Lepsze jest to, co sprawdza się w praktyce i do tego trzeba przekonywać.


Zwróćmy jednak uwagę, że człowiek posiada zdolność do abstrahowania. Dostrzega analogie i na tej podstawie może budować obiektywne wnioski i prawa. Przecież prawo grawitacji obowiązuje nas wszystkich w ten sam sposób, choć skutki jego oddziaływania są różne dla piórka i hipopotama. Samo prawo odziałuje na obydwa ciała tak samo. Widzimy więc, że istnieje powszechne prawo i jego subiektywne manifestacje. Czas i przestrzeń są względne, ulegają zakrzywieniu, odzialuje na nie masa. Przy prędkościach bliskich prędkości światła mamy do czynienia z dylatacją czasu, jest on więc względny, ale samo prawo na którym opiera się zjawisko dylatacji jest już obiektywne i każdy podlega mu w ten sam sposób (choć odczuwa to subiektywnie).

Odrębną kwestia jest sprawa uczuć i wartości, gdyż tam nie ma liczb. Każdy inaczej pojmuje sprawiedliwośc, czy odczuwa miłość. Jeden powie, że kocha się tylko raz, drugi, że można zakochać się kilka razy. Ktoś powie, że sprawiedliwy jest kodeks Hammurabiego, inny się z tym nie zgodzi. Tutaj ciężej znaleźć jakieś ogólne Prawo, które mówiloby ostatecznie kto ma rację. Czy istnieje ogólne pojęcie sprawiedliwości, czy to po prostu abstrakt stworzony przez człowieka? Kwestię uczuć można latwo wyjaśnić. Podlega ona ogolnym prawom fizyko-chemicznym, odczuwamy ją różnie - różne stężenia substancji we krwi, różne reakcje mózgu na tę samą substancję, z powodu róznej budowy anatomicznej naszych mózgów, ale prawa reagowania i prawa rozwoju mózgu te same.

Pozostaje jednak problem wartościowania. Kto kocha bardziej? Czyja przyjaźń jest silniejsza? Który obraz jest piękniejszy? Czyje postępowanie jest bardziej sprawiedliwe? Nie ma wyjścia - trzeba zastosować jakieś kryteria. Czyje kryterium jest lepsze; czyje jest obiektywne?
Załóżmy, że jesteśmy w stanie zebrać wszystkie czyny. Każdy z nas, na podstawie subiektywnych kryteriów ocenia je, czy jest sprawiedliwe. W ten sposób zebraliśmy cały zbiór czynów sprawiedliwych. Jak zauważyliśmy człowiek ma zdolnośc do abstrahowania i z całą pewnością potrafi dostrzec analogie obecne w tych czynach. Oddzielamy te analogie i na ich podstawie budujemy definicję czynu sprawiedliwego. Oczywiście ta indukcyjna metoda jest nie do wykonania w praktyce, gdyż nie da się sklasyfikować wszystkich czynów. Jest ich nieskonczenie wiele, dlatego definicja nie będzie doskonała, ale można ją udoskonalać, a teoretycznie doprowadzić do perfekcji. Podziękujmy Sokratesowi za wymyślenie tej indukcyjnej metody i pokazanie, że obiektywna prawda może istnieć, a my możemy do niej dążyć.


Widzimy, że subiektywizm i obiektywizm mogą istnieć równolegle - jedno nie musi wykluczać drugiego. Świat jawi się jako względny, ale rządzą nim stałe prawa. Możemy dostrzec, że człowiek ma trudności z wpisaniem się w te prawa. Zwierzęta nie mają takiego problemu, co już nieśmiało próbowałem sygnalizować. Czy rzeczywiście jesteśmy tacy cudowni i wyjątkowi, za jakich się uważamy? Czy inteligencja jest wystarczającym kryterium stanowiącym i wyjątkowości, niepowtarzalności? Mamy prawo do pychy, jako najdoskonalsze ze stworzeń i czy na pewno najdoskonalsze? Z tymi pytaniami Was zostawiam. Trud odpowiedzi podejmę przy okazji następnej notki. Potencjalnych czytelników proszę o komentarz do głównego wątku, nie tylko koncowych pytań, gdyż do nich powrócimy później.

czwartek, 19 listopada 2009

O względności rzeczy świata tego.

Można by było się zastanawiać jaki był sens tej nadspodziewanie długiej refleksji o banale. Po co
w ogóle o tym pisałem? Z dwóch powodów: uświadomienia Wam (i sobie), że nawet rzeczy banalne mogą okazać się dość trudne i złożone oraz udowodnieniu, że do tego samego problemu można podejść na różne sposoby. W mojej koncepcji, jeśli podejście jest prawidłowe, to zawsze dojdziemy do Prawdy. Parafrazując znane przysłowie: „Wszystkie drogi prowadzą do prawdy”. Cóż, może niekoniecznie wszystkie, ale na pewno wiele.

Wiele dróg, wiele aspektów, koncepcji, różne sposoby spojrzenia na świat. Widzimy to na co dzień. Dla jednych szklanka jest do polowy pełna, dla drugich do połowy pusta. To tylko kwestia różnego spojrzenia na tę samą rzeczywistość. Różne słowniki inaczej definiują banał. Moje podejście jest zapewne sprzeczne z większością tych słownikowych definicji. Wynika ono jednak z jakichś logicznych i wewnętrznie koherentnych twierdzeń i przesłanek. Nie są to po prostu irracjonalne wywody człowieka niespełnego rozumu. Nawet patrząc na tę samą ścianę, w tym samym czasie, każdy inaczej ją spostrzega. Wynika to z czysto technicznych powodów. Mamy inaczej zbudowane narządy zmysłu wzroku, inną perspektywę spojrzenia (nie patrzymy z idealnie tego samego miejsca), no i oczywiście mamy różne mózgi, które inaczej interpretują dane zmysłowe. Czy w takiej perspektywie względności wszystkiego, jest w ogóle miejsce na jakąkolwiek Prawdę? Gdzie szukać stałości we względności?

Powagi całej sytuacji dodał Albert Einstein. Jego ogólna i szczegółowa teoria względności może nam zadziałać na wyobraźnię. W aspekcie jego teorii trzeba sobie zdać sprawę, że nawet takie, wydawać by się mogło nietykalne, wartości jak czas i przestrzeń są względne. Można by powiedzieć, że masa jest względnie stałym elementem, ale właśnie – WZGLĘDNIE stałym. A wszystko przez słynne E = mc2 . Masa zamienia się w energię, energia w masę, a wszystko na bazie jakichś praw. Przynajmniej mamy nadzieję, że jakiejś siły wszystkim zawiadują, ale ciągle brak unifikującej Teorii Wszystkiego. Nawet jakby była i moglibyśmy jednoznacznie stwierdzić, że cała rzeczywistość bierze się z jakiegoś jednego punktu, że jakiś obiekt jest początkiem wszystkiego, to i tak nie będziemy mogli dojść dalej i powiedzieć skąd ten obiekt się wziął. Przypadek, czy celowość? Stałość, czy względność? Zastanówmy się jaka jest natura tego świata, w którym nawet czasu i przestrzeni nie możemy być pewni i czy istnieje w związku z tym jakaś obiektywna prawda o świecie.

Eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie sytuację, że siedzimy w pokoju z kolegą. Kolega chce otworzyć okno, bo mu gorąco, my mu nie pozwalamy, bo jest nam zimno. Pytanie: to jak jest naprawdę – zimno, czy ciepło? Nie da się odpowiedzieć na to pytanie.  Ciepło, zimno, dobrze, źle, to jedynie subiektywne przysłówki, które nie niosą żadnej obiektywnej prawdy. Cóż, gdzie szukać ratunku? Chyba jedynie w termometrze, który wskaże stałą wartość, ale niestety nie powie nam, czy to jest jeszcze zimno, czy już ciepło. Problem jednak w tym, że nie potrafimy funkcjonować w świecie pełnym „obiektywnych prawd”. Wszystkie te prawdy pojmujemy w odniesieniu do siebie i tym sposobem przekształcamy w prawdy subiektywne. Świat, w którym używalibyśmy tych wykalkulowanych prawd byłby mechaniczny. Żylibyśmy praktycznie jak roboty. Nie byłoby miejsca na konwenanse, niuanse, niedopowiedzenia, ironię. Wszystko byłoby sztuczne, a człowiekowi ciężko by się żyło w takim środowisku. Odwołuję się do Waszej intuicji i wyobraźni. Wyobraźcie sobie świat „prawdy ogólnej” – bez niuansów, konwenansów – po prostu sam konkret. Nie jestem w stanie tego inaczej przekazać, ale chyba wyczuliście, że ten świat prawdy obiektywnej nie określa w całości rzeczywistości. Nie ma w nim miejsca na emocje, subiektywizm, a przecież wiemy, że to dość obszerna sfera naszego życia. Zwróćmy uwagę, że zwierzęta nie mają takiego problemu. Nie dzielą świata na prawdy subiektywne. Żadna wiewiórka nie ma pretensji do lisa, że dala się złapać, ani nie błaga go o litość. Wie, że musi uciekać jak najszybciej, wie, że musi się rozmnażać, wie, że musi  jeść. To dla niej prawdy oczywiste, choć nieuświadomione. Poruszam kontekst biologiczny, gdyż miałem trochę z biologia do czynienia. Każdy patrzy na świat z punktu widzenia własnych doświadczeń. Ja próbuję prezentować jakieś swoje racje, które mogę być uznane za jakąś głęboką prawdę o świecie, ale wcale nie muszą. Kwestia względna. Kwestia odbiorcy i kwestia argumentacji. W tak bogatym zbiorze elementów, jaki oferuje świat nie można zdefiniować każdego z osobna. Kluczem do wszystkiego jest relacja. Relacja generuje punkt odniesienia, a punkt odniesienia powoduje względność rzeczy. Bo czy kura przechodzi przez ulicę, czy ulica przesuwa się pod kurą, to kwestia punktu odniesienia. Jak więc możemy zdawać pytania o naturę rzeczywistości, dobro i zło, skoro dla wiewiórki natura świata jest drzewiasta, dla wielbłąda piaszczysta, dla ryby wodna. To jaka jest naprawdę? Względna? Do tego właśnie prowadzi ten tok rozumowania. A to w konsekwencji prowadzi do tragedii. Bo powiemy, że nie ma uniwersalnych praw, dobra, zła, prawdy, piękna – jest względność, ale czy ona jako z natury niestała może być zasadą wszechrzeczy? Jeśli tak, to do czego to prowadzi?

Z tym pytaniem zostawiam Was do czasu następnej notki. Nie chciałem brnąć tak daleko w te kwestie, jednak jakiś nurt myślowy mnie tam zaprowadził, a odpowiedzi na powstałe pytania nadają się co najmniej na następną notkę. Poza tym liczę na rozbudzenie w Was refleksyjnego ducha ;)

sobota, 7 listopada 2009

Kilka słów o banale

We wstępnej notce zasugerowałem, że chciałbym się zająć m. in. tak poważnymi kwestiami jak zło, czy dobro. Myślę, że nie sposób zacząć dywagacji na tak poważne i abstrakcyjne tematy, nie uświadamiając sobie, czym jest banał. A właśnie - czym jest?

Z moich obserwacji wynika, że żyjemy banałami, choć boimy się do tego przyznać. Jeśli wypowiadamy jakąś myśl, to nie chcemy, aby zabrzmiała ona banalnie.  Jeśli zarzuciłbym komuś, że jego stwierdzenia są banalne, to z pewnością potraktowaliby to, jako obrazę. Nie rozumiem jednak, dlaczego słowo banał budzi z reguły pejoratywne konotacje. Chyba nikomu nie muszę udowadniać, że to słowo kojarzy się z czymś oczywistym, błahym, kuriozalnym, płytkim, nieaktualnym. Można by powiedzieć, że banał to słowa pospolitej treści, zawarte w pięknej formie.

Pomimo tego wstępnego zarysowania znaczenia słowa ‘banał’, nie jesteśmy nawet o krok bliżej rozwiązania kwestii tego, czym on jest. Z definicji słownikowej to po prostu „coś oczywistego”, „powszechnie znanego”.  Z kolei te słowa budzą następne, negatywne, skojarzenia. Niesłusznie negatywne. Bo czy pospolity musi być tożsamy z błahym? Jeśli się zastanowimy, to odpowiemy, że nie. Niestety pospolitość ma wpisaną niechęć w swoje znaczenie. To wszystko oczywiście wynika z uwarunkowań kulturowych. Należymy do kultury indywidualistycznej, gdzie wszelka chwała spływa raczej na pojedyncze jednostki, niż zbiorowości. Nawet jeśli jakaś praca jest zbiorowa, to zwykle jest ktoś, kto ‘spija śmietankę’. Nauczeni przez społeczeństwo tego ‘kultu jednostki’, nie jesteśmy wstanie skojarzyć banału z czymś pozytywnym.

Zastanawiające jest to, na jakiej zasadzie dokonujemy rozróżnienia na banał i nie-banał. Granice tego słowa są nieostre, niejednoznaczne. Dla jednego jakieś stwierdzenie będzie zwykłym frazesem, a drugi zauważy w nim jakąś wzniosłą myśl, godną uwagi. Takie sprzeczności są dość częste, a jego przyczyny można rozpatrywać na dwóch płaszczyznach. Nazwę te płaszczyzny: ‘bagażem doświadczeń’ oraz ‘świadomością intelektualną’. Bagaż doświadczeń, czyli pewna intuicyjna zdolność wychwytywania pojęć, stwierdzeń, z którymi zetknęliśmy się wiele razy i kłócą się (lub nie kłócą) one z naszym doświadczeniem. Przykład: jeśli ktoś wiele razy słyszał, że pozytywnie myślenie jest kluczem do odniesienia sukcesu, a życie go nie oszczędza i pozytywne myślenie nie pomaga, to ktoś uzna tę myśl za nieprawdziwą, a dodatkowo (ze względu na to, że wiele razy mu to powtarzano), stwierdzi, że to banał. Znaleźliśmy więc dodatkowy czynnik, który plasuje banał na niezbyt zaszczytnym miejscu. Jednostka z takim bagażem doświadczeń będzie przekonana, że to pospolite kłamstwo, które ładnie brzmi i służy ogłupianiu mas. Kolejny przykład stwierdzenia, które uchodzi za banalne: „Życie jest wielkim darem, należy je szanować”. To stwierdzenie stało się banałem na skutek permanentnego powtarzania przez chrześcijan, oraz innych religii, doktryn promujących wartość, jaką jest życie. Widzimy więc, że głównym kryterium podziału na banał i nie-banał jest (zgodnie z definicja słownikową) powszechność stwierdzenia. W uproszczeniu – banalne to, co nieoryginalne, a wszelkie sprzeczności wynikają z faktu, że każdy posiada inny bagaż doświadczeń. Jeśli za kryterium rozróżniania przyjmiemy powszechność stwierdzeń, to oczywiście nic nie przeszkodzi nam zaliczyć do tej grupy wszelki przesądów i przysłów typu: „Kto zjada ostatki, ten piękny i gładki”, czy „Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz”. Celowo dobrałem właśnie te przykłady. Do tej pory nie ocenialiśmy stwierdzeń pod względem prawdziwości przekazu. Te przykłady banałów pokazują, że możemy to zrobić. Z całą pewnością możemy stwierdzić, że zjadanie resztek z posiłków nie ma żadnego wpływu na naszą urodę (o czym mówi przysłowie pierwsze). Natomiast w przysłowiu drugim wyczuwamy intuicyjnie jakąś prawdziwą myśl. Mianowicie: „Człowiek ponosi konsekwencje własnych czynów”. Oczywiście można dyskutować, czy ktoś się zgadza z tym stwierdzeniem, czy nie, ale takie stwierdzenie stwarza już możliwość do merytorycznej dyskusji na ten temat, a myśl z przysłowia pierwszego łatwo obalić i jeśli miałaby się wywiązać jakaś dyskusja, to byłaby zdecydowanie krótsza i jednostronna. Do określenia ‘nieprawdziwych banałów’ służą inne słowa, takie jak głupota, kłamstwo, czy zabobon. Przyjmijmy więc, że banał to coś pospolitego; oczywistego o względnie prawdziwej treści. Przynajmniej na tej płaszczyźnie.

Co mam na myśli, pisząc „świadomość intelektualna”? Chodzi mi tutaj o pewną obiektywną wiedzę, umiejętność jej syntetyzowania. Krótko mówiąc o zdolność do krytycznego patrzenia na świat i dostrzeganie jego złożoności. Na tej płaszczyźnie banałem nie będzie już tylko coś pospolitego. Świadomość intelektualna pozwala na dostrzeżenie pewnej słabości banałów. Mianowicie ogólnikowość. „Dobrze, człowiek ponosi  konsekwencje własnych czynów, ale co to tak właściwie znaczy”? Na tym poziomie banałem jest coś powszechnego, ale także ogólnikowego, coś co, zdawać by się mogło, mówi nam wszystko, a tak naprawdę, po głębszej analizie nie daje nam nic. Na tym poziomie kryteriami rozróżniania banałów będą: powszechność stwierdzenia, oraz ogólnikowość; brak konkretnych odpowiedzi. Zauważmy, że wiąże się to z krytyką frazesów. Takie myślenie niesamowicie spłyca stwierdzenia, czyniąc je tym samym banalnymi i niemającymi tak naprawdę nic wspólnego z mądrością.

Tym sposobem dotarliśmy do miejsca, gdzie banał jawi się jako coś ewidentnie płytkiego i negatywnego. Bardziej uważni czytelnicy mogli dostrzec, że nie uważam banału za coś negatywnego. Prosty z tego wniosek, że nie do końca zgadzam się z typem myślenia intelektualistycznego, który przedstawiłem powyżej. Dlaczego? Już wyjaśniam. Jako osoba, która ceni prawdę dość wysoko w hierarchii wartości, głównym kryteriami, które przyjmuje w określaniu banałów są powszechność oraz prawdziwość. Jeśli jakieś stwierdzenie jest prawdziwe, to pomimo swojej powszechności niesie ze sobą wielką moc. Oczywiście zgadzam się ze wszystkimi, którzy oskarżają banały, mówiąc, że są ogólnikowe i nic nam tak naprawdę nie mówią. Jednak nie umniejsza to wartości banału; wartości prawdy, jaką niesie za sobą banał. Dlaczego? Do prawdy trzeba dojść samemu. Prawda objawiona nie może się równać z prawdą, do której sami doszliśmy. Frazesy przekazują nam jedynie konkluzję, która jest ‘iskrą zapalną’ do własnych refleksji. Dzięki tej iskrze, każdy może zbudować własną drogę dojścia do banału (pozbądźcie się w tym miejscu negatywnych konotacji). Dojść do banału, czyli, w wielu przypadkach, dojść do prawdy. Oczywiście możemy na drodze refleksji dojść do stwierdzenia sprzecznego z tym, które głosi banał. Jednak wtedy ów banał przestaje być dla nas banałem, staje się po prostu kłamstwem.

Pora teraz na podsumowanie wniosków. Gdyż tutaj jesteśmy w stanie odpowiedzieć czym, na gruncie tego rozumowania staje się banał. Jest to powszechne i prawdziwe stwierdzenie ujęte w ogólnikowej formie konkluzji. Banał stanowi więc końcową drogę pewnych przemyśleń, a jego ogólnikowa forma jedynie zwiększa jego wartościowość. Zwiększa, bo pozwala nam na własną refleksję, własną drogę dojścia to tej powszechnej prawdy. Ważne, żeby mieć świadomość dlaczego dany frazes jest prawdziwy, a nie przyjmować go jako prawdziwy bezrefleksyjnie. Ogólnikowość jawi się więc jako coś pozytywnego, pozwalającego na własne przemyślenia.

Mam nadzieję, że lektura zmieni Wasz sposób postrzegania banałów na pozytywny. Jeśli głoszę banały, to dlatego, że są one prawdziwe. Wszyscy o nich wiedzą, śmieją się z nich, bo są oczywiste. Jednak mało kto sili się na głębszą refleksję na ich temat. Jednak banał robi współcześnie wielką karierę, a granica między prawdziwym, pięknym banałem, a wierutnym kłamstwem może być bardzo nieduża. Tym bardziej, że ogólnikowość frazesów może prowadzić do ich niewłaściwej interpretacji. Zauważmy, że zapotrzebowanie na banał, we współczesnym świecie jest wielkie. Spójrzmy na twórczość Paulo Coelho, który zasypuje nas wielką ilością banałów. Krytycy zarzucają mu więc płytkość, a czytelnicy uwielbiają. Pisze on prostym językiem, powszechne prawdy, typu „Podążaj za marzeniami”, „Zdobądź się na jedność z przyrodą”, „Wszechświat chce, abyś wypełnił swoje przeznaczenie”, „Prawdziwa miłość zawsze zwycięża”.  Takim prawdom ciężko się przeciwstawiać. Jego słowa są po prostu piękne. Są bardzo atrakcyjne ze względu na formę i treść – niosą bardzo pozytywne przesłanie, mające mądrościowy charakter. Można z tej twórczości wyciągnąć naprawdę piękne prawdy, ale należy uważać, bo twórczość Coelho jest dość jednostronna. Nie oddaje złożoności życia – wszystko jawi się tam jako proste, oczywiste i piękne. Nie zawsze takie jest. „Przeznaczenie chce, abyś je wypełnij, dlatego nie rezygnuj z marzeń” – to chyba jedna z myśli przewodnich „Alchemika” , który niewątpliwie jest piękną książką. Aby podążać drogą własnej Legendy, trzeba umieć odczytywać znaki. Mamy więc receptę na udane życie – nie bójmy się marzyć, odczytujmy znaki, aby podążać za marzeniami i własną Legendą. Problem w tym, że człowiek sam przypisuje znaczenie ‘znakom’. W znakach nie jest zawarta żadna mądrość Wszechświata, bo każdy z nich zinterpretujemy według własnej, subiektywnej prawdy, a nie prawdy Wszechświata. Tutaj jawi się ta złożoność. Piszę o tym, dlatego, że banały mogą być prawdziwe i piękne lub mogą się okazać pełnymi sprzeczności kłamstwami. Nasze płytkie, powierzchowne podejście do banałów świadczy tylko o naszej płytkości, a PRAWDZIWY banał zawsze będzie czymś pięknym i pozytywnym.

 

Tą dosyć długą dygresją kończę cały wywód. Banał jest czymś zawsze pięknym i prawdziwym, a trudność polega na tym, że krótka droga od pięknego banału, do wierutnego kłamstwa.

Co, jak i dlaczego? Czyli kilka słów wyjaśnienia.

Pierwszą notkę wypadałoby zacząć od kilku słów wyjaśnienia dla potencjalnych czytelników. Co jakiś czas (mam nadzieję, że przynajmniej raz w tygodniu) postaram się podzielić tutaj swoimi refleksjami. Czego owe refleksje będą dotyczyły? Mówiąc najprościej - wszystkiego. Otaczającego świata, ludzkich zachowań, społeczeństwa, sensu istnienia, tego czym jest istnienie jako takie, czym jest zło itp. Ta enumeratywna próba określenia treści mojego bloga może się jednak okazać myląca. Nie chcę się dzielić tylko i wyłącznie abstraktami filozoficznymi. W założeniu mam zamiar stopniować poziom abstrackcji każdej notki, trzymając się jednocześnie racjonalnych i logicznych reguł. W praktyce oznacza to tyle, że postaram się wyjść od zwykłej obserwacji świata i na drodze dedukcji lub indukcji dochodzić do większych abstraktów, jak na przykład problematyka dobra i zła.

Kilka słów o powodach mojego ‘blogowego przedsięwzięcia’. Powody są dwa. Sława i uznanie! Chcę, aby moje teksty obiegły cały świat i były przetłumaczone na wszystkie możliwe języki świata.  To oczywiście ironiczny żart z mojej strony. Co prawda każdemu, w jakimś stopniu, zależy na uznaniu (na sławie niekoniecznie), ale moje powody są inne. Nie chcę odgrywać altruisty-filozofa, który swoją mądrąścią będzie oświecał zbłąkane duszyczki. Po pierwsze nie jestem na tyle pyszny i butny, a po drugie nie mam takiej potrzeby i chyba także umiejętności. Przede wszystkim robię to dla siebie, gdyż utknąłem nieco w egzystencjalnym zacięciu. Przesiąkniety swoimi myślami nie jestem w stanie zdobyć się na coś nowego, błyskotliwego, oryginalnego. Mam nadzieję, że uporządkowana forma moich refleksji pomoże mi ruszyć dalej. Oczywiście, jeśli wzbudzę swoimi słowami jakieś refleksje u czytelników, to będzie to bardzo miły ‘efet uboczny’. To są główne powody powstania tego bloga. Dodatkowo mam nadzieję, że zmobilizuje mnie on do jakiejś systematyczności, a ewentualne komentarze pozwolą mi się ‘osuszyć z myśli, którymi jestem przesiąknięty’ i spojrzeć świeżym okiem na rzeczywistość.

Na koniec kilka słów o formie, w której będę zakuwał swoje przemyslenia. Zależy mi przede wszystkim na przejrzystości. Nie chcę, żeby czytelnik po kilku linijkach gubił wątek. Z szacunku dla języka, będę starał się trzymać oficjalnej formy, ale nie kosztem przejrzystości i przystępności tekstu. Chcę, aby tekst był konkretny, jak najbardziej jednoznaczy, jasny,  uporządkowany,  klarowny oraz poprawny językowo. Własnie tym założeniom będę podporządkowywał formę. Zależy mi też na zachowaniu ciągłości między poszczególnymi wpisami. Każda notka będzie czymś autonomicznym, ale nie będzie całkowicie oderwaną myślą, zawieszoną w powietrzu. Nie wiem w jakim stopniu uda mi się to zrealizować, ale chciałbym, aby można było przeczytać ze zrozumieniem którykolwiek z wpisów, bez znajomości pozostałych i jednocześnie, aby wszystkie wpisy stanowily jakąś zwartą całość.

To tyle tytułem wstępu. Mam nadzieję, że zarówno forma, jak i treść przypadną potencjalnemu czytelnikowi do gustu i nie uzna on czasu spedzonego przy lekturze, za czas stracony.